O psie, który jeździł autem
Yuki jest psem z tych, które nie lubią jeździć autem. Zawsze kończy się jazda (a właściwie zaczyna) od piszczenia i kręcenia się po całym tyle. Mimo, że mógłby jeździć w bagażniku, jak wiele innych psów, nasz czworonóg jeździ po prostu na tylnej kanapie.
Jak więc wygląda nasza podróż od punktu A do B i znowu do A?
Wychodzimy z domu (oczywiście wcześniej spacer, załatwienie swoich potrzeb). Następnie udajemy się już typowo do auta, z postojami (jeśli auto nie stoi typowo pod naszym blokiem) bo przecież tu są takie aromaty wszędzie, że grzechem byłby się nie zatrzymać. A wiec koniecznie kilka przystanków. W końcu docieramy do auta. Yuki wskakuje na tylne siedzenie, niczym mysz do sera. Standardowo przypięcie pasów - bezpieczeństwo to ważna rzecz! Gdy wszyscy na pokładzie i przypięci - to ruszamy.
Już po kilku przejechanych kilometrach Yuki zaczyna spacerować po tyle aut. A to położy się na podłokietnik, a to na tylnym siedzeniu, a to nosem spróbuje napisać na oknie "SOS" w psim stylu. Żeby nie było nudno i pokazać talent śpiewaka to zacznie psie śpiewanie. Niczym Celine Dion w piosence z Tytanica. (zaczyna haaaauuuu). A może to nie jest śpiew tylko alfabel morse'a po psiemu?
I tak CAŁĄ podróż do punktu B. Czasem przyznam się (pewnie pomyślicie zła wiedźma z niej) mam ochotę udusić go gołymi rękami, ale ślady zbrodni zapewne nie uszły by uwadze policyjnemu Holmes'owi. Dlaczego mam takie myśli mordercze? Wyobraźcie sobie, że jedziecie gdzieś, gdzie droga niczym serpentyna wije się i krzyżuje. A jedziecie tam pierwszy raz, a Wasze rozpoznanie w terenie równe jest zeru. I gdy skupiacie się całym sobą, by nie zbłądzić, a jeszcze lepiej by Wasze punkty karne nieuległy pomniejszeniu o jakieś fotoradarowe zdjęcie, a w tym czasie Wasze czworonożne zwierzę urządza właśnie swój show, jakie w "Mam talent" zyskałoby złoty przycisk. No nie wiem czy bić prawo czy uderzyć w słup. A najlepiej, że po prostu chcecie najzwyczajniej w świecie skupić się i dowieźć cało cenny ładunek w postaci pieseła i drugiego człowieka. '
Tak więc jazda z Yukim nie należy do najprzyjemniejszych. Więc modlę się o wyczerpanie dla niego i zmęczenie w śpiewaczych harcach. Oczywiście, gdy tylko staniemy i drzwi otworzą się niczym do sklepu ze słodyczami, pies ucieszony wychodzi dumny jak paw, jakby wcześniejsze wydarzenia miejsca nie miały. Występy mają miejsce właściwie zawsze. Każda podróż w aucie do punktu B zaczyna się tak samo (i kończy). A może by go tak wieźć na dachu? Nie no, żartuję :D
Pewnie ktoś by teraz mógł zapytać, po co go więc zabierać? A dlatego, że nasz pies sam się wyprowadzać (jeszcze) nie potrafi i sam w domu na długo zostać nie chce. Po drugie, tam gdzie jeździmy cieszą się z Jego obecności.
Jeśli chodzi o powrotną podróż, to pies niczym anioł z amnezją wcześniejszych wydarzeń jedzie oddając się błogiej przyjemności leżenia głową na podłokietniku kierowcy. Po wcześniejszych zachowaniach śladu brak. Może wyczuwa swoim ukrytym zmysłem, że jedzie do domu?
Najlepsza część podróży? Powrót!
Yuki jest psem adoptowanym, o czym pisaliśmy we wcześniejszym poście. Nie wiemy co działo się z nim wcześniej. I prawdopodobnie (po przeanalizowaniu jego zachowania w aucie), przypuszczamy, że mógł zostać z niego wyrzucony. Może teraz boi się, że ponownie to się stanie?
Psy adopcyjne są jak książki, z których ktoś wyrwał wcześniejsze rozdziały. Nie wiadomo, co się działo wcześniej.
Jak więc wygląda nasza podróż od punktu A do B i znowu do A?
Wychodzimy z domu (oczywiście wcześniej spacer, załatwienie swoich potrzeb). Następnie udajemy się już typowo do auta, z postojami (jeśli auto nie stoi typowo pod naszym blokiem) bo przecież tu są takie aromaty wszędzie, że grzechem byłby się nie zatrzymać. A wiec koniecznie kilka przystanków. W końcu docieramy do auta. Yuki wskakuje na tylne siedzenie, niczym mysz do sera. Standardowo przypięcie pasów - bezpieczeństwo to ważna rzecz! Gdy wszyscy na pokładzie i przypięci - to ruszamy.
Już po kilku przejechanych kilometrach Yuki zaczyna spacerować po tyle aut. A to położy się na podłokietnik, a to na tylnym siedzeniu, a to nosem spróbuje napisać na oknie "SOS" w psim stylu. Żeby nie było nudno i pokazać talent śpiewaka to zacznie psie śpiewanie. Niczym Celine Dion w piosence z Tytanica. (zaczyna haaaauuuu). A może to nie jest śpiew tylko alfabel morse'a po psiemu?
I tak CAŁĄ podróż do punktu B. Czasem przyznam się (pewnie pomyślicie zła wiedźma z niej) mam ochotę udusić go gołymi rękami, ale ślady zbrodni zapewne nie uszły by uwadze policyjnemu Holmes'owi. Dlaczego mam takie myśli mordercze? Wyobraźcie sobie, że jedziecie gdzieś, gdzie droga niczym serpentyna wije się i krzyżuje. A jedziecie tam pierwszy raz, a Wasze rozpoznanie w terenie równe jest zeru. I gdy skupiacie się całym sobą, by nie zbłądzić, a jeszcze lepiej by Wasze punkty karne nieuległy pomniejszeniu o jakieś fotoradarowe zdjęcie, a w tym czasie Wasze czworonożne zwierzę urządza właśnie swój show, jakie w "Mam talent" zyskałoby złoty przycisk. No nie wiem czy bić prawo czy uderzyć w słup. A najlepiej, że po prostu chcecie najzwyczajniej w świecie skupić się i dowieźć cało cenny ładunek w postaci pieseła i drugiego człowieka. '
Tak więc jazda z Yukim nie należy do najprzyjemniejszych. Więc modlę się o wyczerpanie dla niego i zmęczenie w śpiewaczych harcach. Oczywiście, gdy tylko staniemy i drzwi otworzą się niczym do sklepu ze słodyczami, pies ucieszony wychodzi dumny jak paw, jakby wcześniejsze wydarzenia miejsca nie miały. Występy mają miejsce właściwie zawsze. Każda podróż w aucie do punktu B zaczyna się tak samo (i kończy). A może by go tak wieźć na dachu? Nie no, żartuję :D
Jeśli chodzi o powrotną podróż, to pies niczym anioł z amnezją wcześniejszych wydarzeń jedzie oddając się błogiej przyjemności leżenia głową na podłokietniku kierowcy. Po wcześniejszych zachowaniach śladu brak. Może wyczuwa swoim ukrytym zmysłem, że jedzie do domu?
Najlepsza część podróży? Powrót!
Yuki jest psem adoptowanym, o czym pisaliśmy we wcześniejszym poście. Nie wiemy co działo się z nim wcześniej. I prawdopodobnie (po przeanalizowaniu jego zachowania w aucie), przypuszczamy, że mógł zostać z niego wyrzucony. Może teraz boi się, że ponownie to się stanie?
Psy adopcyjne są jak książki, z których ktoś wyrwał wcześniejsze rozdziały. Nie wiadomo, co się działo wcześniej.



Komentarze
Prześlij komentarz