Witamy na pokładzie

Dziś o tym skąd Yuki wziął się pod naszym dachem. A więc, gdy zaczęliśmy mieszkać z chłopakiem razem (po 5 latach związku huhu) nie potrafiłam wyobrazić sobie domu bez psa. (Tak to jest, jak wychowujesz się w domu, gdzie pies jest zawsze obecny i to nawet nie jeden).Już w czasie kiedy szukaliśmy mieszkania, stwierdziliśmy, że chcemy, aby właściciel wyrażał zgodę na zwierzę. Bo psiaka oboje chcemy. Jedyna różnica pomiędzy nami dotyczyła termin jego przybycie do nas. Ja chciałam na już, chłopak chciał spokojnie urządzić się i wtedy na luzie przygarnąć. No ale jak na kobietę przystało i upartą dziewuchę, wierciłam w brzuchu dziurę o tym, ciągle pokazując zdjęcia psiaków w schroniskach, gotowych do adopcji, że się złamał. I oboje wiemy, że to było najlepsze się złamanie jakie mogło się trafić. Właściwie to (przyznaję się!) nawet się go nie spodziewałam, że wydarzy się to tak szybko. Bo psiak po niecałych 2 tyg od zamieszkania był z nami <3

Był to październikowy wtorek. Wracałam właśnie z uczelni, gdy dostałam wiadomość, że mamy (UWAGA) wizytę Pani z Fundacja na Rzecz Ochrony Zwierząt Sfora Husky (którą już teraz możemy polecić i pod którą podpisujemy się rękoma i łapami ;) )!
Wyobraźcie sobie teraz, pogoda istnie październikowa, smutno na dworze, zimno w tramwaju i ludzie jacyś tacy niewyraźni. I nagle pośrodku tego wszystkiego, siedząca dziewczyna, opatulona w jesienną kurtkę, ciepły szal, śmiejąca się jakby sama do siebie. No głupia, pomyślałby sobie ktoś. Tak, to byłam ja :D Nawet nie potrafię opisać mojej radości słowami. A to zasługa głupiego sms'a. Kolejne sms'y tylko podsycały radość. Okazało się, że fundacja zajmuje się psami w typie husky'ch i malamutów. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że od dziecka marzył mi się husky (!) i mój chłopak doskonale o tym wiedział. Spełniał moje marzenia i to dwa jednocześnie <3 Tak wiec radość była podwójna. Do domu leciałam jak na skrzydłach. Gdy tylko wparowałam (jakby się paliło),  nie pamiętam kiedy wcześniej chciało nam się tak bardzo sprzątać. Wszystko na przybycie gościa. Paulina  przybyła punktualnie. Okazało się, że jedzie z psiakiem do weterynarza i zaproponowała byśmy z nią pojechali. Podróż nie wiem kiedy nam minęła (tak szybko). Paulina okazała się cudowną osobą, oddaną psiakom i posiadającą bardzo dużą wiedzę na nich temat. Po rozmowie, powiedziała, że ma psiaka, który przebywa pod Gnieznem. I, że moglibyśmy go wziąć do siebie, jako dom tymczasowy i zobaczyć jak się ułożą z nim nasze relację. Chłopak się śmiał, że jak weźmiemy go to pewnie z nami zostanie, bo nie będziemy potrafili go oddać. I tu miał całkowitą rację - Yuki jest z nami i nawet nie wyobrażamy sobie by mogło być inaczej.

Zobaczyć zdjęcia psa, mogliśmy na stronie fundacji, co uczyniliśmy niezwłocznie po powrocie do domu. Nie mogę powiedzieć, że wcześniej przeglądając stronę fundacji go nie zauważyliśmy. Ale muszę przyznać, że pewnie gdybyśmy mieli wybierać po zdjęciach, raczej nie byłby on naszym typem. 

Yuki (Storn), zdjęcia ze strony fundacji.

 Ale zaufaliśmy Paulinie. (Może ma jakieś nadprzyrodzone umiejętności w dobieraniu psa? U nas trafiła idealnie)

 Po Yukiego (właściwie Storna - imię jakie otrzymał w fundacji, ale zmieniliśmy) mogliśmy już jechać następnego dnia. Z racji tego, że nie mieliśmy jeszcze kompletnie nic dla niego, (czyt. żadnej smyczy czy obroży, a godzina była późna) bo nie spodziewaliśmy się.
 Paulina pożyczyła nam swoje (świetna kobieta!) i z adresem pod którym mamy się kolejnego dnia wybrać wróciliśmy do mieszkania. Nie wiem ile spałam tamtej nocy (wiem, że niewiele). Wszystko z powodu radości, że jutro będzie z nami ktoś jeszcze.I tak rankiem kolejnego dnia, siedząc w ciepłym aucie, gnaliśmy przed siebie po nowego mieszkańca naszego mieszkania. Gdy w końcu trafiliśmy do odpowiedniej miejscowości i pod odpowiedni adres - nie było wcale tak łatwo, jakby się wydawać mogło (wiecie jak to jest, gdy GPS traci zasięg, pytane osoby nie potrafią udzielić Ci konkretnej odpowiedzi i czujecie się jakbyście byli w filmie "Zagubieni'? Jeśli nie, to nie warto sobie wyobrażać). Zobaczyliśmy jego. Futrzanego czworonoga, którego ogon na nasz widok zaczął ruszać się jak flaga na maszcie w czasie sztormu. I to spojrzenie brązowych oczu. Jakby wiedział, że przyjechaliśmy po niego i pojedzie po nowe życie. (Swoją drogą, dawno nie widziałam tak bardzo cieszącego się psa na kogoś widok, zwłaszcza kogoś obcego). I w tym momencie spojrzenie moje i chłopaka (które skrzyżowało się, jak krzyżuje się widelec i nóż na talerzu) mówiło już wszystko - on jest nasz. 

Nie mogę powiedzieć, że podróż powrotna w aucie należała do bardzo przyjemnych. Psiak - piszczący. (Yuki należy do tej grupy psów, które nie za bardzo przepadają  za jazdą autem). My - niewiedzący co robić, by trochę go uspokoić. Jakoś dojechaliśmy do domu. Idąc do naszej klatki, psiak ciągnął jak parowóz. (Jeśli ktoś trzymał kiedyś husky'ego na smyczy, który ciągnie, to wie co mam na myśli) Ale stwierdziliśmy, że nad tym popracujemy. 
I tak Yuki trafił na nasz pokład. 
Yukine Obecnie

O tym jak zachowywał się pierwszy dzień w domu i jak Yuki stał się Yukim
-już niebawem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przysmaki DogWay - recenzja

-Tu Ryba, wzywam Cię, Yuki.

Międzyzdroje