Pan Pies Złośliwiec
Część i czołem!
Długo zastanawiałam się czy napisać ten post czy może lepiej nie. Bo to, co chce dziś poruszyć do całkiem miłych rzeczy nie należy, a niektórych może wręcz zniechęcić do posiadania psa. Ale z drugiej strony kto powiedział, że życie z psem pod dachem będzie w 100% wypełnione tylko dobrymi rzeczami? Zresztą, żeby to tylko życie z psem takie było, ale ogólnie życie nie jest w 100% piękne i kolorowe (albo czarno - białe jak kto woli). W życiu są też szarości. O tak, w każdym i każdego życiu.
Od pewnego czasu zastanawiam się czy pies (akurat w tym wypadku ta nasza kudłata duża kulka) jest (żeby użyć dobrego słowa byście mnie dobrze zrozumieli) ZŁOŚLIWY. Nie mam tu bynajmniej na myśli gryzienia (!), o to to nie. Ani zębów pokazywania. Yuki nigdy się nie wykazał w stosunku do nas ani do innych ludzi agresją. Chodzi mi o złośliwość ukazującą się w formie niszczenia. Dosłownie NISZCZENIA rzeczy materialnych. Chociaż podobno rzeczy wybuchają, to w tyle wypadków coś wierzyć mi się nie chce. A może to wada fabryczna tych rzeczy? A może psa?
Nasz Pan Pies jest z reguły grzeczny, powiedziałabym że niekiedy nie wiemy nawet, że mamy psa. O tak moi drodzy. Czasem to zastanawiam się czy ktoś, jakiś chochlik czasem nie wkradł się na do domu i porwał psa lub zamienił go z innym. No ale są też momenty (na szczęście jest ich niewiele), że wstępuje w niego jakaś nieznana i niewidoczna siła zła, która zmienia futrzastego, kochanego anioła, w psa złego będącego nowym wcieleniem Belzebuba lub Lucyfera (jak wolicie). Ba, zeby było ciekawiej przemiana ta następuje, gdy nas nie ma w domu.
Ogólnie Yuki ma dni, gdy bez problemu możesz sobie wyjść z domu, o której chcesz i ma Cię za przeproszeniem (dzieci i młodzież uprasza się o ominięcie tego słowa 😉) w głębokiej DUPIE. Nawet spojrzeniem Cię wtedy nie zaszczyci, a co dopiero podejściem do drzwi by odprowadzić Cię wybierającą/ego się tam gdzie musisz iść. Ale są dni, gdzie ewidentnie stajesz się dla niego czymś ważniejszym niż tlen i puścić Cię nie chce. Tych dni nie lubimy. Bo to nie dość, że uciążliwe, Ty się spieszysz, musisz już wyjść, a kudłacz zastępuję Ci drogę i twierdzi, że nigdzie nie idziesz. Z drugiej strony Twoje serce rwie się na milion kawałków, bo patrzą na Ciebie psie oczy, których widzisz, że jeśli wyjdziesz teraz, w tym momencie to umrze on z miejsca i trupa zastaniesz. No, ale wiesz, że musisz iść, bo ktoś na jedzenie dla Pana Psa zarobić musi albo ktoś musi iść je kupić. A więc wychodzisz. Z trudem równym jaki trzeba by włożyć w przepłynięcie rwącej rzeki niczym koń narwisty na drugi brzeg. Wychodzi. I nagle słyszysz ...... ciszę. A potem ciche wycie, jakby wołanie - gdzie Ty idzisz, wracaj! Ale nie łamiesz się i idziesz. Robisz to masz robisz, załatwiasz co musisz i wracasz. Oczywiście w międzyczasie kupujesz coś dla piesa, co by Twój powrót był jeszcze szczęśliwy dla niego, dla Ciebie też bo wiadomo w domu najlepiej.
- Wkładasz klucz i go przekręcasz.
- Słyszysz ciężkie podnoszenie i podchodzenie do drzwi.
- Otwierasz drzwi i....... Twój pies Cię niewita. Nie wybiega na korytarz jak zawsze i ogonem falującym jak na wietrze. Stoi w progu drzwi, z uszami opuszczonymi i patrzy spod łba. Myślisz sobie - dziwne. Wpuszcza Cię do pokoju, nie wbiega przed Tobą jak zawsze to ma w zwyczaju. Wchodzisz, a tam ................ o MATKO BOSKA! Co tu się stało? Wzrok psa jakby mówi - to przecież nie ja, nie patrz tak na mnie, samo wybuchło, ja ledwo życie zdołałem uratować - no tak. Tłumaczenia psa coś nie wydają Ci się wiarygodne, bo widać, że ma coś na sumieniu. I nagle widzisz to. Ten uśmiech satysfakcji na jego pysku, tak jasny jak zorza polarna na niebie i cenny dla niego jak miliony monet. - A mówiłem, nie idź.
Długo zastanawiałam się czy napisać ten post czy może lepiej nie. Bo to, co chce dziś poruszyć do całkiem miłych rzeczy nie należy, a niektórych może wręcz zniechęcić do posiadania psa. Ale z drugiej strony kto powiedział, że życie z psem pod dachem będzie w 100% wypełnione tylko dobrymi rzeczami? Zresztą, żeby to tylko życie z psem takie było, ale ogólnie życie nie jest w 100% piękne i kolorowe (albo czarno - białe jak kto woli). W życiu są też szarości. O tak, w każdym i każdego życiu.
Nasz Pan Pies jest z reguły grzeczny, powiedziałabym że niekiedy nie wiemy nawet, że mamy psa. O tak moi drodzy. Czasem to zastanawiam się czy ktoś, jakiś chochlik czasem nie wkradł się na do domu i porwał psa lub zamienił go z innym. No ale są też momenty (na szczęście jest ich niewiele), że wstępuje w niego jakaś nieznana i niewidoczna siła zła, która zmienia futrzastego, kochanego anioła, w psa złego będącego nowym wcieleniem Belzebuba lub Lucyfera (jak wolicie). Ba, zeby było ciekawiej przemiana ta następuje, gdy nas nie ma w domu.
Czyżby diabeł? - jedno pewne, skruchy brak
Ogólnie Yuki ma dni, gdy bez problemu możesz sobie wyjść z domu, o której chcesz i ma Cię za przeproszeniem (dzieci i młodzież uprasza się o ominięcie tego słowa 😉) w głębokiej DUPIE. Nawet spojrzeniem Cię wtedy nie zaszczyci, a co dopiero podejściem do drzwi by odprowadzić Cię wybierającą/ego się tam gdzie musisz iść. Ale są dni, gdzie ewidentnie stajesz się dla niego czymś ważniejszym niż tlen i puścić Cię nie chce. Tych dni nie lubimy. Bo to nie dość, że uciążliwe, Ty się spieszysz, musisz już wyjść, a kudłacz zastępuję Ci drogę i twierdzi, że nigdzie nie idziesz. Z drugiej strony Twoje serce rwie się na milion kawałków, bo patrzą na Ciebie psie oczy, których widzisz, że jeśli wyjdziesz teraz, w tym momencie to umrze on z miejsca i trupa zastaniesz. No, ale wiesz, że musisz iść, bo ktoś na jedzenie dla Pana Psa zarobić musi albo ktoś musi iść je kupić. A więc wychodzisz. Z trudem równym jaki trzeba by włożyć w przepłynięcie rwącej rzeki niczym koń narwisty na drugi brzeg. Wychodzi. I nagle słyszysz ...... ciszę. A potem ciche wycie, jakby wołanie - gdzie Ty idzisz, wracaj! Ale nie łamiesz się i idziesz. Robisz to masz robisz, załatwiasz co musisz i wracasz. Oczywiście w międzyczasie kupujesz coś dla piesa, co by Twój powrót był jeszcze szczęśliwy dla niego, dla Ciebie też bo wiadomo w domu najlepiej.
- Wkładasz klucz i go przekręcasz.
- Słyszysz ciężkie podnoszenie i podchodzenie do drzwi.
- Otwierasz drzwi i....... Twój pies Cię niewita. Nie wybiega na korytarz jak zawsze i ogonem falującym jak na wietrze. Stoi w progu drzwi, z uszami opuszczonymi i patrzy spod łba. Myślisz sobie - dziwne. Wpuszcza Cię do pokoju, nie wbiega przed Tobą jak zawsze to ma w zwyczaju. Wchodzisz, a tam ................ o MATKO BOSKA! Co tu się stało? Wzrok psa jakby mówi - to przecież nie ja, nie patrz tak na mnie, samo wybuchło, ja ledwo życie zdołałem uratować - no tak. Tłumaczenia psa coś nie wydają Ci się wiarygodne, bo widać, że ma coś na sumieniu. I nagle widzisz to. Ten uśmiech satysfakcji na jego pysku, tak jasny jak zorza polarna na niebie i cenny dla niego jak miliony monet. - A mówiłem, nie idź.
Oko samo wypadło 👀
Gdy legowiska są wadliwe. Uważajcie na swoje zwierzaki 😂
Bo kartony mają najwięcej wapnia wg Pana Yukiego 😜




Komentarze
Prześlij komentarz